Nie do konca wiedzialem co czeka mnie kiedy Shane, moj wspollokator pracujacy w branzy ulotkarskiej, oferowal mi 4 darmowe wejsciowki. Zgodzilem sie, choc zobaczyc je mialem dopiero rano przypiete w miejscu, w ktorym przypieta jest karteczka z imieniem i nazwiskiem okupanta danego lozka. Z jego slow wynikalo, ze bedzie to przejazdzka po miescie pietrowym autobusem, takim a stylu angielskiego doubledeckera. Budze sie rano, bilety sa przypiete w umowionym miejscu wraz z ulotka. "Red Dolphin" to cel. Laura z Finlandii akurat jest w pokoju. Mam juz jedna towarzyszke podrozy. Na dole spotykamy 2 Szwedki Sare i Dahlie. Tym sposobem 4osobowa brygada wyruszamy w poszukiwaniu Czerwonego Delfina.
Docieramy na przystanek i podjezdza nasz czerwony, pietrowy autobus:
Ostatecznie zadnego delfina nie widzielismy. Za to wrazen nie zabraklo i wycieczka w nieznane okazala sie dobra niespodzianka.
Ciezkie zycie tam masz chlopaku, nie da sie ukryc ;)
OdpowiedzUsuńSam nie wiem jak daje rade wytrzymac w tych realiach :)
OdpowiedzUsuń