sobota, 18 czerwca 2011

Na tropie Czerwonego Delfina

Nie do konca wiedzialem co czeka mnie kiedy Shane, moj wspollokator pracujacy w branzy ulotkarskiej, oferowal mi 4 darmowe wejsciowki. Zgodzilem sie, choc zobaczyc je mialem dopiero rano przypiete w miejscu, w ktorym przypieta jest karteczka z imieniem i nazwiskiem okupanta danego lozka. Z jego slow wynikalo, ze bedzie to przejazdzka po miescie pietrowym autobusem, takim a stylu angielskiego doubledeckera. Budze sie rano, bilety sa przypiete w umowionym miejscu wraz z ulotka. "Red Dolphin" to cel. Laura z Finlandii akurat jest w pokoju. Mam juz jedna towarzyszke podrozy. Na dole spotykamy 2 Szwedki Sare i Dahlie. Tym sposobem 4osobowa brygada wyruszamy w poszukiwaniu Czerwonego Delfina.


Docieramy na przystanek i podjezdza nasz czerwony, pietrowy autobus:




Ten z kolei nas zabiera do przystani lodzi, gdzie po krotkim poszukiwaniu wlasciwej budki udaje sie wytropic ta wlasciwa. Wsiadamy i go...
Emocjonujaca skakanie po falach wzdloz wybrzeza Honolulu i w koncu na wysokosci plazy Waikiki docieramy do celu. To zakotwiczony statek czyli platforma relaxu na oceanie. Na dolnym pokladzie przedstawiaja nam zasady bezpieczenstwa. Na gornym znajdujemy ku naszej uciesze lezaki :)
Jedna z atrakcji "za free" byla wodna trampolina. Wykorzystujemy jej maksymalne dopuszczalne ilosciowo obciazenie.
Hop ze statku
Panorama Honolulu z perspektywy platformy "Czerwonego Delfina"

Ostatecznie zadnego delfina nie widzielismy. Za to wrazen nie zabraklo i wycieczka w nieznane okazala sie dobra niespodzianka.

2 komentarze:

  1. Ciezkie zycie tam masz chlopaku, nie da sie ukryc ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sam nie wiem jak daje rade wytrzymac w tych realiach :)

    OdpowiedzUsuń