poniedziałek, 6 czerwca 2011

Słoneczny weekend czyli hawajskie słońce to nie żarty !

Cały czas zdarzają się opady. Pomimo tego nikt się bardziej nie przejmuje, a parasola u przechodnia jeszcze nie zobaczyłem. Co prawda skutki słońca są już poweekendowe, ale przyszło mi napomknąć dopiero teraz więc tytułem wstępu: Gdy masz skórę lorda, a słońce niemiłosiernie napier... daje w kość, lepiej pij longboarda zamiast go ujeżdżać na falach, 2 dzień mam już dość.
Tym razem nie mogło też zabraknąć akcentu mieszkalnego. Właśnie tu (na górnym łóżku po prawej) się budzę, kiedy przeważnie już nikogo nie ma pokoju. Jest w tym duży plus, że śpię na piętrze. Kiedy już komandosko z niego zeskoczę z wielkim bum od razu odechciewa mi się spać i jestem gotowy do działania. Czasem przeceniam swoje możliwości, ale o tym niżej...
Było sobie ładnie i słonecznie więc za namową Stefana, jego kumpla i Ewy czyli niemieckiego trio dałem się namówić na wypad do Hanauma Bay (nigdy nie wiem jak to wymówić). Jest tam na tyle dobrze, że władze stanu postanowiły wprowadzić opłatę 7,50$ za możliwość poleżenia pod tamtejszą palmą lub obejrzenia kolorowych rybek z zestawem maska-rurka. Z powodu pracowania i jedynie dwóch godzin na "aktywności" plażowe spojrzałem na zatokę jedynie z góry. Nie ma co ukrywać. Jak na razie najładniejszy kawałek piachu jaki tu napotkałem...

To nic, że nastawiałem się na plażowy relax. Obuwie sportowe typu klapki wystarczyło abym podjął się realizacji nowego celu owego dnia czyli przebycia ponad tysiąca schodów na szczyt koko krateru, jednego z najwyższych wzniesień na Oahu. Nie wyglądało to zachęcająco z dołu, ale chęć zdobycia widoku z góry jak zwykle okazała się silniejsza.
Tu tylko chciałem ukazać mój trekkingowy strój wywołujący niejedno zdziwienie w drodze na widoczek...
... i z drugiej strony widoczek. Do tego orzeźwiający wiatr i można ruszać z powrotem.

1 komentarz: