Ten post zaczyna się w niedzielę. Znów nie udało się wstać rano w związku z czym podróż w bardziej odległe miejsce na wyspie odpadła. Dzięki zakupionym dzień wcześniej butom do biegania wybrałem się na ich przetestowanie biegnąc na wschodni kraniec waikiki. Tam w okolicach zoo miałem znaleźć "siłownię" na wolnym powietrzu składającą się głównie z ławeczek do brzuszków i pompek oraz drążków do podciągania się. Takie miejsca widziałem do tej pory tylko w filmach. Po dłuższym błądzeniu w końcu odnalazłem miejsce. Może nie jest tak imponujące jak w telewizji, a bynajmniej nie okupywane przez bandę mięśniaków. Proste przyrządy tuż obok plaży w parku. Ledwo zdążyłem zacząć trening i już musiałem go skończyć, bo kilkaset metrów obok zaczął się niedzielny koncert Royal Hawaiian Band przygrywający utwory hawajskie wzbogacone śpiewem i tańcem. W tej samej okolicy odbywał się właśnie niedzielny jarmark, gdzie można kupić lokalne pamiątki lub skosztować tutejsze przysmaki. Tam też znalazłem koszulkę, którą zapragnąłem mieć więc po biegu z powrotem do hostelu zgarnąłem Tima by wrócić, dokonać zakupu i uczcić to zimnym piwem w papierowej torebce na plaży. To popularne amerykańskie "ukrywanie" alkoholi w miejscach publicznych, którego zawsze chciałem dokonać okazuje się zupełnie bez celu i nie ma żadnego ugruntowania prawnego. Niemniej każdy tak robi, więc zrobiliśmy i my. Tim jest z Tennessee jak już wspomniałem. Poza tym że obaj byliśmy w Kambodży łączy nass coś jeszcze. Spytałem czy jest dumny z tego, że jego stan słynie w produkcji whiskey. Powiedział, że nie szczególnie choć gdy ją pije czuje się jak w domu. "So do I" odpowiedziałem. Czyli mam tak samo :)
Udało się za to wstać wcześnie rano w poniedziałek. Było to warunkiem koniecznym do odbycia podróży na zachodni kraniec wyspy. Leeward jak nazywa się ta część wybrzeża owiane jest złą sławą i dziwnymi opowieściami o niebezpieczeństwach ze strony lokalnych ludzi. Rosnące koszty utrzymania sprawiły, że wielu mieszkańców wyspy o niskich zarobkach musiało przenieść swoje życie na plażę. Postanowiliśmy nie przejmować się tym i zasiąść w ostatnim rzędzie TheBus linii express C. Pomijając niewyględnego chłystka skromnej postury, nonszalancko grającego muzykę ze swojego telefonu bez użycia słuchawek, który siedział koło nas i powiedział coś w stylu " masz dolary?", to podróż nie odróżniała się niczym od pozostałych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz