sobota, 30 lipca 2011

Pracoholizm czyli blogowe lenistwo

Obiecałem na fejsbuku, że w końcu ukażą się opowieści do zamieszczonej długiej serii zdjęć... Do dziś nic się nie pojawiło, a właśnie dotarło do mnie, że kolejny tydzień mamy za sobą niemal. Daltego załącznik będzie znowu niedzielny. Tymczasem jest sobota rano, pracuję od 8, skończyłem o kilka godzin temu o 1. Licznik godzinowy nabija dość konkretne wyniki czasu pracy dzięki czemu ostatnie dni spędziłem mało produktywnie pod względem wrażeń, za to nieco bardziej pod względem zaznajamiania się z nowymi możliwościami przetwarzania obrazu ruchomego i nieruchomego. Owocem jest krótki acz treściwy filmik oddający doskonale leniwą część tytułu posta. Przypadkowe ujęcia z plaży Waikiki dla tych którzy preferują filmowe ujęcia rzeczywistości.
Była to niedziela, w dodatku wyjątkowo upalna. Leżenie na plaży w takich okolicznościach to nie do końca relax. Spać nie można bo za duszno, poza tym weekend więc dodatkowo teren obładowany lokalesami poza już i tak sporą ilością turystów. Bynajmniej słońce świeci permanentnie.
Także to byłoby tyle z relacji ubiegłego tygodnia. Zdjęcia wodospadu już były więc nie będę sie powtarzał. Czas w końcu zmobilizować się na zdobycie nowego materiału.


Aloha !

poniedziałek, 11 lipca 2011

Tydzień po Dniu Niepodległości

Standardowo opis z opoznieniem. Tym razem bez polskich znakow jako, ze wlasnie skonczylem prace i postanowilem w przyplywie checi uzupelnic braki. W tej chwili juz jest nieco pozniej niz tydzien po dniu niepodleglosci, a nastepna seria wrazen czeka w kolejce do publikacji to wrocmy do rzeczy.
Po ekploracji nietrudnego szlaku przez siebie samego zabawilem sie w turgajda czyli tzw przewodnika trzyosobowej ekipy smialkow gotowych wybrac sie ze mna w blizej okreslone nieznane.
Pamiatkowa fotka przy znaku ostrzegawczym i sklad druzyny. Kolejno od lewej: holenderka Sanne, nie wziela ze soba sugerowanej ilosci wody pitnej, byla swiezo po zabiegu czegos co jej wyskoczylo a nazwy nie zrozumialem tudziez bylem zbyt leniwy zeby sprawdzic. W kazdym badz razie harda babka po przygodzie w szpitalu. Matt ze Szwajcarii. Swiezo upieczony podroznik, ktory dopiero co wybyl poza granice Szwajcarii. Ma za soba przygode w wojsku i takie wyczyny jak 22-godzinny marsz z 15kg plecakiem na odleglosc 100 km. Coz za 1600 euro w Polsce wojsko tez zaakceptowalbym jako obowiazkowe. Mimo swych przezyc byl bardzo podekscytowany nasza wedrowka. Ostatni to Times, ktorego juz przedstawialem.

Aha, nalezaloby dodac ze wlasnie zaczynalo padac, a to poczatek.

Wspolnymi silami, przez blotniste sciezki, w saczystym deszczu, szlakami biegnacymi przez lasy drzewne, bambusowe i calkiem strome, sliskie zbocza dotarlismy po okolu 10km na taki oto punkt widokowy. Ku naszej radosci zaszczycilo nas slonce dajac zacny widok na symbol Waikiki - krater Diamond Head, ktory w zasadzie dopiero z tej perspektywy przypomina wulkaniczny krater.
Jak juz wspomnialem bylo slisko. Szczesliwcem, ktory umoczyl sie w blotku bylem ja.
Jedynie Szwajcar przytaszczyl przez pol swiata ze soba odpowiedni buty na takie wycieczki. Jak na moje zbytnia przesadnosc zaopatrzenia i ciezaru bagazu. Nasze buty sportowe spisaly sie na 5 i o ile ladniej odzwierciedlaja trud owej pieszej wycieczki.
4 lipca. Nie ma zartow. Od rana trwaja intensywne przygotowania. Uklepalem 45 burgerow, zrobilem olbrzymia salatke i ogolnie dbalismy o to zeby stoly byly dobrze zastawione. Po amerykansku rzecz jasna.

Andrew, moj zamiennik w pracy zaopiekowal sie grillowaniem.
Ameryka... Duzy burger, makaron z majonezem i salatka + piwo + kiczowaty talerzyk z flaga. Tu to wydawalo sie zupelnie normalne, ale jakby tak spojrzec z boku. Przerost formy nad trescia...










Pierwszy Piątek

Pierwszy piątek miesiąca. Na pozór nic wielkiego. Początek kolejnego weekendu i kolejna okazja do poszukiwań przygód podczas nocnych wojaży tudzież obudzenia się w sobotni "poranek" z bólem głowy. Pierwszy piątek lipca miał tu nieco inny wymiar. Po pierwsze PIERWSZY raz miałem okazję nie być w pracy wieczorem. Tak, tak miesiąc bez tzw day offa przydarzył mi się właśnie na Hawajach. Tym samym ustanowiłem personalny rekord 30 dni bez dnia wolnego. Cóż w piątek ostatecznie też zgodziłem się na pracę z rana, ale dzięki temu wolne popołudnie przeznaczyliśmy na podróż do chinatown. Tam każdego pierwszego piątku miesiąca odbywają się wydarzenia artystyczno-kulturalne o czym później.

Ekscytacja wolnym wieczorem była tak silna, że postanowiliśmy nie korzystać z transportu publicznego i wybrać się na półgodzinny spacer, co dość błędnie oszacowałem.
Tak wygląda New York Times :) Times pochodzi z Nowego Yorku i jest świeżo upieczonym prawnikiem. Jest chińczykiem, choć urodził się w USA. Mówi po chińsku i chce żeby jego dzieci też mówiły w tym języku choć jak ze wstydem przyznaje u niego w domu mówi się po amerykańsku. Na Hawajach uczy się prawa californijskiego i ma zamiar zacząć swoją karierę wkrótce w Los Angeles. Podczas głupich żartów anglika na temat sytuacji polski podczas i po wojnie, powiedziałem mu że jest po prostu kretynem. Zapewne zrobiło mu się tym bardziej głupio kiedy Times wyjawił, że jego tata został zamknięty w chińskim więzieniu za bycie przeciwko komunizmowi i walkę o demokrację. Widuje go 2 razy w roku. Twierdzi, że niedługo będzie w stanie go stamtąd wyciągnąć. Na zdjęciu poniżej prezentuje four loco. "Oranżada" o różnych smakach w dużej puszce. Przyjemny smak i alkoholowa siła 12% sprawia, że jego sprzedaż jest zakazana min. w Nowym Jorku. A jak wiadomo to co zakazane przyciąga jeszcze bardziej :)
Spacer okazał się trwać 1,5 h. Obchody Pierwszego Piątku trwały już w najlepsze. Zamknięta ulica, na której odbywał się festyn. Na zdjęciu chiński smok.
Długa droga sprawiła, że wszyscy ochoczo przystaliśmy na opcję pożywienia się. Mnie ciągnęło tym bardziej, bo znałem pewną chińską restaurację, w której jak później potwierdził Times serwują prawdziwe chińskie jedzenie. Tym lepiej, bo do środka można wnosić swój alkohol ze sklepu :)
Lekcja chińskiej kultury jedzenia. Australijczyk Todd próbuje opanować sztukę jedzenia pałeczkami. Ostatecznie poddaje się i używa widelca.

Lee też dał za wygraną i nie potrafił zjeść posiłku po chińsku. Na zdjęciu poniżej z Samuelem L Jacksonem. Po fotce "Samuel" poprosił o dolara. Łudząco podobny lokales dorabia jako sobowtór znanego aktora. Z powodzeniem. Daliśmy się nabrać.
Ta sama ulica gdzie tańczył chiński smok. Teraz tanćzą ludzie, a muzykę gra dj. W namiotach po obu stronach ulicy kupuje się alkohol. Po 23 impreza przeniosła się do środka klubów mieszczących się wokół. Jak na moje potrzeby zbyt tłoczno. Niemniej pierwszy piątek lipca uczciłem z powodzeniem celebrując 30-dniowy maraton pracy.