środa, 7 września 2011

To nie Hollywood, tu jest piękniej !

Jeśli chcesz poznać bardziej miejsce w którym jesteś, musisz "wejść" w jego kulturę. To nie jest specjalnie odkrywcze stwierdzenie, ale nie ogranicza się też ono tylko do spacerów po lokalnych zakamarkach i obserwacji otoczenia oraz zachowania zamieszkałego tą okolicę społeczeństwa. Żeby na prawdę poczuć klimat okolicy trzeba zrozumieć co myślą Ci ludzie. Można zaprzyjaźnić się z lokalesami. Zazwyczaj wtedy zaprowadzą Cię oni w miejsca, o których przeciętny odwiedzający nie wie. Jeśli nie ma czasu ani chęci na takie spoufalanie zawsze można zaczerpnąć ich inspiracji poprzez wgląd w twórczość. Mowa tu konkretnie o filmie. To na tyle uniwersalne źródło przekazu, że można przy okazji zaczerpnąć kultury na wielu płaszczyznach. W Indiach np działa to znakomicie. Bolywood jest tak duże i rozpowszechnione, że ciężko nie zachaczyć o któreś z kin w nawet najzadupniejszym prowincjonalnym mieście. Są oczywiście kina sieciowe z wieloma salami i śmierdzącym popcornem oraz cenami biletów odpowiadającymi niemal polskim, ale nie zabiły one jeszcze wielu obiektów jednosalowych, które zawsze mają osobną historię i klimat. Oczywiście w nich także można kupić popcorn, chipsy i kolorowe napoje. Za to ten papierowy rożek do trzymania prażonej kukurydzy jest w każdym kinie inny...

Przenieśmy się z powrotem do USA, tfuuu, na Hawaje. Tylko dzięki Honolulu Weekly udało mi się wyszukać pokaz filmów krótkometrażowych Ohina co można przetłumaczyć mniej więcej jako "zjednoczenie". Zmęczony już wizytami w wspomnianych sieciowych multipleksach i twórczością gigantów filmowych z Californi byłem całkiem podekscytowany już drugą wizytą w Doris Duke Theatre będący częścią Akademii Sztuk w Honolulu. Pierwszą wizytę odbyłem w tym miejscu podczas festiwalu filmów surfowych. Nie zawiodłem się. Niemniej alternatywna scena filmowa w stolicy Hawajów ma się mniej więcej tak jak muzyczna. Powiem tak, nikt w Bydgoszczy nie powinien narzekać na frekwencję podczas imprez muzycznych, bynajmniej tych z elektroniczną muzyką, porównując to z sytuacją tutaj. Co prawda w tym miejscu popcornu nabyć nie można. Sala kinowa, jakimś sposobem zapomniałem jej sfotografować, bo w zasadzie nie zwykłem robić zdjęć w kinie. Niech będzie, że wygląda jak Adria na ul. Toruńskiej w przed chwilą wspomnianym mieście. W programie chyba 10 filmów krótkometrażowych z kilkoma przerywnikami reklamującymi wydarzenie, prześmiewczo stosunkujących się do Hollywood.

Tematyka produkcji była różna. Widać zaawansowanie sztuki filmowej oraz przede wszystkim, że to zostało wyprodukowane przez ludzi z pasją. Problemy poruszane to min. co dzieje się gdy nagle wszędzie braknie paliwa. Proste. Bierze się deskę surfingową pod pachę i idzie pływać, później łowi się rybę, smaży ją przy okazji smażąc co innego i odczuwa się radość. Były też filmy zabawne, refleksyjne, animacje i próba horroru. Po projekcji pogawędka z twórcami. Każdy z nich ma swoją pracę, a film traktuje jako hobby. Są to głównie rodowici Hawajczycy, którzy pielęgnują swoją pasję. Wszystko jest ideowo piękne, a wg mnie takie filmy są warte uwagi. Rezultat jest inny. Na widowni zasiadło może 30 osób, a reszta prawdopodobnie wybrała kinoplexy, popcorn i hollywoodzką komercję. Wciąż łatwiej być idealistą na Hawajach, gdzie od Oceanu dzieli kilka kroków, a klapki, szorty i hamak to głównie to czego do przeżycia potrzeba...



Seaside Avenue. Tu mieszkam. Tu się każda przygoda kończy i zaczyna. Za żółtym znakiem skręcam w prawo i wracam do pracy. Uwielbiam te góry w tle, które widać niemal w każdym punkcie długiego i wąskiego Honolulu.
Posted by Picasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz