czwartek, 29 września 2011

Maui czyli ostatni epizod rajskiej przygody.

Koniec przygody w raju. Ostatni tydzień przypadł na kolejną, trzecią już odwiedzaną przeze mnie hawajską wyspę Maui. Pierwsze chwile po wylądowaniu nie wróżyły niczego dobrego. Kierowca autobusu- palant nie chciał mnie wpuścić z bagażem do środka. Dobrze, więc na początek piesza przechadzka. Moje plecaki ważą już łącznie 30kg czyli 10 więcej w porównaniu z ich przedhawajską wagą. Daje to nienajlepszy komfort noszenia ich na długie dystanse. Udało mi się przejść około 3km zanim zmieniłem sposób łapania stopa z aktywnego na pasywny. Wailuku to wyjątkowo nieturystyczna miejscowość skali całej wyspy. Choć początkowo nie przemawia do odwiedzającego swoim urokiem to połozona w sąsiedztwie dolina Iao, czyli wygasły krater, sprawia całkiem przyjemną "tapetę" do tego industrialnego obrazka. Hostel na pierwszy rzut oka raczej też odstrasza swoją lokalizacją i wyglądem w środku. Jednak darmowe wycieczki, które są w jego świadczeniach, jakuzzi, hamaki i rozrywkowa atmosfera szybko pozwalają się zadomowić i poczuć na prawdę dobrze.

Maui rozwinęło swoją bazę turystyczną wzdłóż wybrzeża. W odróżnieniu od zatłoczonego Honolulu na Oahu w okolicach Waikiki, gdzie znajduje się większość bazy noclegowej na wyspie, na Maui hotele i luksusowe resorty rozmieszczone są wzdłóż wybrzeża nie powodując uczucia tłoku, choć rozprzestrzeniają "turystyczną papkę".

Na wyspie jest co robić. Jako kolejna nie jest podobna do swoich sąsiadek w archipelagu. Spędziłem tam tydzień bardzo aktywnie i nie udało mi się dotrzeć w jej każdy zakątek. Na Maui spotkała mnie też najlepsza hawajska przygoda jaką zdołałem przeżyć. A wydaje się, że można jej nieprzeżyć. Commando hike czyli szlak w górę strumienia, wspinaczka na mniejszy wodospad, przedzieranie się przez jaskinię/tunel pęłną wody, pokonywania odcinków wpław i to co najbardziej podnosi adrenalinę, 3 skoki z wodospadów. Największy ma 15 metrów i na prawdę jest przerażający, wielu ludzi robi odwrót i wraca okrężną drogą. Szczęście w nieszczęściu jeden z uczestników naszej "ekspedycji" przy skoku do wody zgubił kamerę więc zmusiło nas to do powrotu następnego dnia. Podejrzewam, że zrobiłbym to jeszcze wielokrotnie gdyby czas mi na to pozwolił. O tej przygodzie nie można dowiedzieć się z przewodnika. Trzeba znać kogoś kto tam był żeby poznać drogę. W ten sposób eliminuje się też ludzi, którzy mogliby zrobić sobie krzywdę po drodze.

Piekna krajobrazowo jest też droga do Hana czyli podróż krętą drogą z widokiem na ocean na północnym wybrzeżu. Nie można też zapomnieć o niedzieli każdego tygodnia na Little Beach gdzie przy zachodzie słońca i rytmie bębnów trwa hawajski trans. Możnaby nazwać to imprezą, ale to zdecydowanie coś znacznie więcej.

Cóż 4 miesiące na Hawajach dobiegły końca. Życzę sobie żeby tam jeszcze kiedyś wrócił. Zakochałem się w tych wyspach które odwiedziłem. Lokalna kultura, przyroda i styl życia złapały mnie w sidła i chyba odwiedziny w amerykańskich miastach to już raczej poczekalnia przed powrotem do domu. Całe piękno podróży pozostawiłem za sobą...


Przed jednym z hoteli na zachodnim wybrzeżu

Opuszczony dom w stylu chińskim na plaży w okolicach Paia

Widok wgłąb lądu
Sklepy w miasteczku Paia



Pola trzciny cukrowej, w oddali dolina Iao
Światowej klasy windsurfing na plaży Hookipa
Iglica skalna w dolinie Ioa
widok z doliny na miasto
"Red Sand Beach" w okolicach Hana na wschodnim wybrzeżu
wschodnie wybrzeże
zachód słońca na plaży Hookipa
wyzwanie w dżungli czyli Commando Hike
"plaża" na trasie Commando

z powrotem w hostelu i moje "łóżko" na ostatnie 2 noce
Posted by Picasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz