poniedziałek, 11 lipca 2011

Pierwszy Piątek

Pierwszy piątek miesiąca. Na pozór nic wielkiego. Początek kolejnego weekendu i kolejna okazja do poszukiwań przygód podczas nocnych wojaży tudzież obudzenia się w sobotni "poranek" z bólem głowy. Pierwszy piątek lipca miał tu nieco inny wymiar. Po pierwsze PIERWSZY raz miałem okazję nie być w pracy wieczorem. Tak, tak miesiąc bez tzw day offa przydarzył mi się właśnie na Hawajach. Tym samym ustanowiłem personalny rekord 30 dni bez dnia wolnego. Cóż w piątek ostatecznie też zgodziłem się na pracę z rana, ale dzięki temu wolne popołudnie przeznaczyliśmy na podróż do chinatown. Tam każdego pierwszego piątku miesiąca odbywają się wydarzenia artystyczno-kulturalne o czym później.

Ekscytacja wolnym wieczorem była tak silna, że postanowiliśmy nie korzystać z transportu publicznego i wybrać się na półgodzinny spacer, co dość błędnie oszacowałem.
Tak wygląda New York Times :) Times pochodzi z Nowego Yorku i jest świeżo upieczonym prawnikiem. Jest chińczykiem, choć urodził się w USA. Mówi po chińsku i chce żeby jego dzieci też mówiły w tym języku choć jak ze wstydem przyznaje u niego w domu mówi się po amerykańsku. Na Hawajach uczy się prawa californijskiego i ma zamiar zacząć swoją karierę wkrótce w Los Angeles. Podczas głupich żartów anglika na temat sytuacji polski podczas i po wojnie, powiedziałem mu że jest po prostu kretynem. Zapewne zrobiło mu się tym bardziej głupio kiedy Times wyjawił, że jego tata został zamknięty w chińskim więzieniu za bycie przeciwko komunizmowi i walkę o demokrację. Widuje go 2 razy w roku. Twierdzi, że niedługo będzie w stanie go stamtąd wyciągnąć. Na zdjęciu poniżej prezentuje four loco. "Oranżada" o różnych smakach w dużej puszce. Przyjemny smak i alkoholowa siła 12% sprawia, że jego sprzedaż jest zakazana min. w Nowym Jorku. A jak wiadomo to co zakazane przyciąga jeszcze bardziej :)
Spacer okazał się trwać 1,5 h. Obchody Pierwszego Piątku trwały już w najlepsze. Zamknięta ulica, na której odbywał się festyn. Na zdjęciu chiński smok.
Długa droga sprawiła, że wszyscy ochoczo przystaliśmy na opcję pożywienia się. Mnie ciągnęło tym bardziej, bo znałem pewną chińską restaurację, w której jak później potwierdził Times serwują prawdziwe chińskie jedzenie. Tym lepiej, bo do środka można wnosić swój alkohol ze sklepu :)
Lekcja chińskiej kultury jedzenia. Australijczyk Todd próbuje opanować sztukę jedzenia pałeczkami. Ostatecznie poddaje się i używa widelca.

Lee też dał za wygraną i nie potrafił zjeść posiłku po chińsku. Na zdjęciu poniżej z Samuelem L Jacksonem. Po fotce "Samuel" poprosił o dolara. Łudząco podobny lokales dorabia jako sobowtór znanego aktora. Z powodzeniem. Daliśmy się nabrać.
Ta sama ulica gdzie tańczył chiński smok. Teraz tanćzą ludzie, a muzykę gra dj. W namiotach po obu stronach ulicy kupuje się alkohol. Po 23 impreza przeniosła się do środka klubów mieszczących się wokół. Jak na moje potrzeby zbyt tłoczno. Niemniej pierwszy piątek lipca uczciłem z powodzeniem celebrując 30-dniowy maraton pracy.

1 komentarz: