poniedziałek, 3 października 2011

22 h w podróży na Niemca czyli w drodze do San Francisco

Z mojego podróżnego doświadczenia wynikało, że zawsze łatwo i szybko można wszystko zorganizować. Nie w USA. Tu powinni postawić znak zakaz wstępu bez karty kredytowej. Z paszportem w dłoni i gotówką w portfelu nie jesteś wystarczająco wiarygodnym turystą, a presja ludzi, którzy bez internetowej rezerwacji nie ruszają przed siebie też czyni swoje. No to uległem presji i zgodnie z zasadami miałem zamiar zarezerwować bilet autobusowy do San Francisco. Przez Internet. Problem w tym, że nie posiadam karty kredytowej, bo po co ? Na szczęście Ole, jeden z 3 niemieckich surferów, z którymi dzieliłem pokój na Maui posiada. Co z tego, jeśli podczas wpisywania danych posiadacza karty kredytowej wpisał także siebie jako pasażera. Był poniedziałek po pamiętnej niedzieli, mój błąd że mi było śpieszno. No i się zaczęło. Nic dobrego o liniach autobusowych tutaj nie mogę powiedzieć, szczególnie w ramach obsługi klienta. Nieodbierane telefony i nieodpisywanie na zapytania to niestety tutejszy standard bynajmniej w ramach tej nieszczęsnej firmy. Gdyby nie wczesna podróż na dworzec i zdwojona siła ataku na pana supervisora supervisorów z pomocą koleżanki w Seattle prawdopodobnie wciąż stałbym na autostradzie łapiąc stopa. Ostatecznie do moich rąk trafił mój bilet z niemoim nazwiskiem. Na szczęście przez 22h i 2 przesiadki nikt nie chciał porównać moich danych z tymi na bilecie i znalazłem się w San Francisco. Na pewno zaprzestałem wierzyć, że "wielka potęga światowej gospodarki" potrafi zadbać o dobrze funkcjonujący transport publiczny. Linie lotnicze padaka, autobusy mniej więcej na poziomie polskiego pks. Sprawnie działająca komunikacja miejska nieco ratuje tu sytuację.
No to jestem. W odróżnieniu do mijanych po drodze większych miast jak Portland czy Sacramento, nie wyróżniającymi się niczym szczególnym poza kilkoma wysokimi budynkami, San Francisco atakuje wrażeniami od razu. Przejazd przez długi most i wyłaniające się w oddali zabudowania miasta na pagórkowatym terenie wróżą nic więcej jak przyjemność eksploracji. Tak to właśnie się w San Francisco odbywa. Absolutnym hitem jest Golden Gate Bridge, który jest kolosem wśród mostów. Kiedy dostałem podpowiedź żeby się na niego wybrać nie wiedziałem za bardzo o co chodzi. Fakt, ładnie komponuje się z krajobrazem na zdjęciach z daleka, ale rzeczywiście trzeba do niego podejść, przejść się po nim żeby doznać jego ogromu. Imponująca budowla. Wielkie mosty to zdecydowanie mój nowy cel w trakcie podróży.








Posted by Picasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz